poniedziałek, 29 października 2012

Wszyscy maja candy, mam i ja :)

Zainspirowana ilością CANDY na innych blogach też zapragnęłam stworzyć coś u siebie :)
Mikołajki zbliżają się wielkimi krokami wiec mam małe upominki dla jednej z Was, do wygrania kubek "MUM RULES", książeczka z angielskimi piosenkami (rymowankami) i oczywiście candyyyyyy...

Zasady:
1. Należy zgłosić chęć udziału w rozdaniu  komentarzem pod niniejszym postem.
2.  Udostępnić banerek na swoim blogu:




3. Będzie nam  bardzo milo jak osoba będzie obserwatorem naszego bloga :)
4. Zgłoszenia są do końca  listopada, losowanie 1 grudnia i miejmy nadzieje że gadżety dotrą na Mikołajki :)

To jak, wchodzicie w to?

czwartek, 25 października 2012

Mama rządzi!

Myślę, że każdy rodzic pragnie dla swojego dziecka szczęśliwego dzieciństwa jak i dobrego startu w dorosłym życiu.
Po przeczytaniu MASY książek typu poradnikowo- wychowawczych myślałam, że już wszystko (no może dużo będzie lepszym okresleniem) wiem.

Od początku.

Jeszcze przed ciążą, a nawet w czasie jej trwania miałam w głowie swój idealny model matki (jaka być powinnam)... 
uhhh jak szybko życie zweryfikowało wyobrażenia...
choć nie powiem, staram się być twarda.
Po porodzie miałam "listę" rzeczy / zachowań, które będę starała się wdrążyć w nasze życie, a które absolutnie nie będą dopuszczalne... miałam na myśli  na przykład: korzystanie z metody BLW, nienoszenie Szymka "za dużo" na rekach, niedawanie mu smoka, absolutny zakaz  podawania słodyczy, zakaz spania z nami w jednym łóżku itp itd (na pewno nie jedna z Was też miała / ma taki swój dekalog)...
Teraz odnoszę wrażenie, że popełniam wszystkie możliwe błędy wychowawcze :) całe szczęście po rozmowie z innymi matkami "po fachu" wiem, że nie ja jedna mam takie dylematy... nie ja jedna poddaję się w nocy i kładę Smyka obok nas... nie ja jedna wiedząc, że nic złego się nie dzieje, a on wymuszonym płaczem prosi nas o wzięcie na ręce poddaje się i to czynnie... (cześć rzeczy jednak twardo trzymam w ryzach i nie popuszczam),

a przecież nie tak miało być!
Czy to znaczy ze jestem słaba, a może że nie chce dobrze dla mego dziecka...

Do tego posta nakłoniła mnie książka "Bojowa pieśń tygrysicy" Amy Chua, mówiąca "dlaczego chińskie matki są lepsze", która wywołała prawdziwą burzę w Stanach Zjednoczonych. Sama książka została okrzyknięta najbardziej kontrowersyjną książką roku 2011.

Amy Chua jest Chinką. Od urodzenia mieszka w Ameryce, mimo to, bardziej niż Amerykanką, czuje się Chinką. Zwłaszcza w kwestii wychowania dzieci, do której, jak większość Chinek, podchodzi niezwykle ambitnie, a czasem wręcz - egoistycznie. Już na samym początku informuje nas, czego nie wolno robić jej córkom - nocowania i bawienia się u koleżanki, grania w szkolnym przedstawieniu, oglądania telewizji czy też - dostawania ocen niższych aniżeli szóstka. W swoim postępowaniu, Amy nie dostrzega niczego złego. Jej zdaniem "chińska matka", która zrobi i poświęci wszystko, aby jej dziecko stało się geniuszem pod każdym względem jest lepsza od "zachodnich rodziców", którzy są leniwi i tylko proszą, aby dziecko się starało.


  Sama słyszałam wiele historii o matkach zakazującym swoim dzieciom niemalże wszystkiego. Osobiście znam dziewczynę która (teraz piastuje bardzo wysokie stanowisko) przeklinała za młodu swoich rodziców (imigrantów z Chin). Którzy ciągle kazali jej się skupiać na osiągnięciu najlepszego (nie na jej możliwości, tylko najlepszego w dosłownym znaczeniu). 
Pamiętam też Azjatów ze studiów którzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem jak im mówiłam, że skopiowałam coś z internetu w swoim semestralnym eseju. 
Z jednej strony dziwiły mnie ich opowieści, ale z drugiej zazdrościła im tego co osiągnęli, jakby nie patrząc ciężką pracą.

Teraz  z perspektywy matki chciałabym dla Szymka wszystkiego co naj naj,  jednak zdecydowanie nie za wszelka cenę! Od dziecka owszem trzeba wymagać, ale trzeba pozwolić być też dzieckiem.  Tak wychowali mnie moi rodzice i ja też będę się starała taki model utrzymać!
Jak nic, znaleźć ten "zloty środek"- powiedziała zachodnia matka...

:p

poniedziałek, 22 października 2012

Miała być farma, a wyszedł park :)

Oh jak ja strasznie chciałam pojechać na taka dyniowa farmę. Nawet znalazłam w necie gdzie i jak trzeba jechać... 
i się nie udało się...
mąż uświadomił mnie, że to około 2h drogi w jedna stronę, a pogoda w UK ostatnio nas nie rozpieszcza i nie wiadomo co nas tam zastanie,
wiec zamiast ...


były zakupy w Lidl'u i wycieczka do pobliskiego parku :)
gdzie tez było cool


... później małe zawody miedzy mamą, a tatą w wycinaniu dyni (myślałam że to jest trochę prostsze), niestety nie mamy zdjęć z tej batalii, ale to może i dobrze- hehe nasze narzędzia pracy były naprawdę mało profesjonalne ;/
a przecież liczy się efekt :)


i  foty, które groziły poparzeniem... 
Szymon koniecznie chciał zajrzeć do środka co tam się tak świeci i dlaczego to takie cieple... 
jakoś się udało bez gaśnicy:) 
mamy kilka naprawdę fajnych zdjęć, co będzie na bank fajną pamiątką dla Smyka jak podrośnie :)


sobota, 20 października 2012

nosidelka, chusty...

Człowiek uczy się cale życie...
Jeszcze przed zajściem w ciąże strasznie podobały mi się mamy i tatusiowie noszący Bobo w chuście, czy w nosidełku. Pod koniec ciąży nawet zaczepiłam parę i wypytywałam co, jak i czy warto (tu chodziło o chustę), zachwalali wygodę i bliskość z dzieckiem bla, bla, bla... sama na chustę się nie zdecydowałam, dziś może trochę żałuję,
ale nadrabiam nosidełkami :) na chwile obecna posiadam trzy sztuki (jak na 8 miesięcznego kawalera to niezła kolekcja) hehe 
i tu dowiaduje się ze nosidełko nosidełku nie jest równe (mam dwa rodzaje, to wiem co mowie: jedno typu "kangurowego"- samo złoooo i dwa ergonomiczne). Te pierwsze dostaliśmy "w spadku po dziadku" i użyliśmy dosłownie dwa razy- szybko zorientowałam się, że to nic dobrego dla mego chłopca, to raczej rodzaj "zawieszenie" dziecka i ma bardzo mało wspólnego z wygodą i zdrowiem zarówno malca jak i nas.


W takim nosidełko ciężar dziecka spoczywa wyłącznie na barkach rodzica, ciąży na wysokości szyi, barków oraz krzyża. Dziecko znajduje się w niebezpiecznej pozycji dla  swego kręgosłupa (mam na myśli jak siedzi przodem do rodzica), które może spowodować nieprawidłowy rozwój jego fizjologicznych zaokrągleń.

Natomiast w nosidełku ergonomicznym maluch podtrzymywany jest zupełnie inaczej, oparty jest o ciało rodzica, jego ciężar inaczej się rozkłada, dzięki czemu naszacy go nie odczuwa bólu pleców ani ramion. Również sposób noszenie dziecka tzw. okrakiem minimalizuje problem z bioderkami.
 
Szymek też uwielbia te nosidełka- bardzo się w nich relaksuje i szybko zasypia. Mamy super sposób aby później przełożyć go do łóżeczka, stosujemy zasadę z serialu FRIENDS "hug and roll".
Polecam naprawdę działa :) hehehhe

Oczywiście nie dajmy się zwariować, zapewne każde nosidełko, czy chusta posiada swe wady i zalety, zwolenników jak i zagorzałych przeciwników.  Ja ze swoich jestem strasznie zadowolona i korzystam dosyć często.
Jeśli ktoś by się pytał dlaczego mamy dwa tego samego typu, to odpowiedz jest prosta: miedzy mną, a mężem jest jakieś 35cm różnicy i kupiliśmy ze względu na wygodę, aby nie zmieniać cały czas szelek czy pasa... no i ja chciałam bardziej "kobieca" wersje ;p bo przecież nosidełko to także fajny gadżet i dobiera się do osoby noszącej, prawda?


wtorek, 16 października 2012

bilans 8 miesięczniaka

Jak ten czas szybko leci...
Jeszcze se ostatnio przypominałam jak byłam w ciąży (mam na myśli dokładnie rok temu o tej porze), a tu proszę mój Szkrab ma już 8 miesięcy!!!!!

 

Z tej okazji zrobimy mały bilansik, podsumowanie:

  • rozmiar ubranek 6-9 mies bądź 6-12 mies zależy od firmy (nie skłamię jak powiem, że niektóre koszulki jeszcze pasują w rozmiarze 3-6 mies)
  • rozmiar buta: 18,5
  • waga: 8,64 kg
  • za bardzo się z Szymkiem jeszcze nie dogada, ale jak by nie było mówi już trochę w swoim języku, co jest mega zabawne i słodkie :)
  • w dalszym ciągu stosujemy metodę BLW którą Szymek uwielbia! Ma już wyrobiony gust, jak nic, cześć produktów bardzo umiejętnie omija jego buźkę, a cześć bardzo sprawnie wpada do otworu gębowego- i ja wiem, że to nie jest przypadek
  • pije mleko mamusi i mleko modyfikowane (mix z przewaga mm), a tak poza to tylko wodę,
  • od poprzedniego miesiąca, coraz lepiej wychodzi mu raczkowanie (powiem nawet, że jest mistrzem w swojej klasie- hehe), odległości z pokoju do pokoju czy kuchni pokonuje w mgnieniu oka! Stawanie też już dużo pewniej mu wychodzi jak w zeszłym miesiącu i zaczyna rozumieć powagę prawa grawitacji :)
  • najlepsze zabawki to te których nie wolno- czyli piloty, telefony, kable od ładowarki etc.
  • uwielbia jak tatuś wraca z pracy, normalnie oczy mu się świecą jak na świątecznym drzewku światełka :)
  • bardzo lubi przebywać na zewnątrz i dla niego nie ma większego znaczenia jaka jest pogoda :) jest przecież osłonka przeciwdeszczowa... zakładamy na furę i jazdaaaa
  • i wybił się już pierwszy ząbek, a nawet przebija się drugi (zdjęcie poniżej) -nie było tak źle jak opowiadały inne mamy- ale lepiej nie chwalić bo jeszcze kilkanaście sztuk przed nami.

piątek, 12 października 2012

karta biblioteczna

Od dziś mój mały Zuch został członkiem biblioteki,  ale to nie byle jakim członkiem tylko dołączył do klubu "Bookstart bear club". 
Otrzymał swoja własną kartę biblioteczna i tzw. paszport czytelnika (a dokładniej bywalca biblioteki ;)) w którym przy każdej wizycie w bibliotece, czy na zajęciach takich jak np. parents group, pleaygroup, etc. będzie zbierał pieczątki. Po zebraniu odpowiedniej ilości otrzyma kolejne certyfikaty bądź też inne gadżety :)


Wszystko dlatego, że mamie skończyły się książki do czytania i postanowiła zapisać się do czytelni. Tam jedna z pracownic dorwała nas i bez dłuższego przekonywania namówiła na dołączenie do wspomnianego klubu :)

Później poszliśmy na plac zabaw i Szymcio pierwszy raz bujał się na huśtawce... jupppi 
jaka radość była SZOK!!


Taka mala rzecz, a jak cieszy, oj!

wtorek, 2 października 2012

bursztyn vs ząbkowanie

Usłyszałam o koralikach z bursztynów przy którejś wizycie z Szymkiem u lekarz. Później wspominała mi o tym znajoma. Następnie sama zaczęłam szukać, czytać i... stosować :) 

To wcale nie są takie sobie zwykle koraliki to gryzak!

W necie znalazłam, że bursztyn z którego wykonane są takie gryzaczki powstaje od  45 milionów lat. Zawiera kwas bursztynowy o wszechstronnym działaniu. Od dawna bada się wpływ tej kopalnej żywicy na organizm człowieka. Odkryto miedzy innymi, że kwas bursztynowy działa jako biostymulator, to znaczy że pobudza system nerwowy, reguluje prace jelit jak i nerek. Jest również środkiem przeciwzapalnym i antytoksycznym. Łagodzi bóle dziąseł w okresie ząbkowania. Wtedy ślina dziecka staje się kwaśna, ten kwaśny odczyn możne zostać wchłonięty przez bursztyn.
Na początku wydawało mi się dziwne zakładać "korale" dla chłopca dla dziewczynki jest świetne, ale chłopiec... Po chwili se pomyślałam skoro ma to pomóc i ukoić ból mego chłopczyka, trudno "niech se ludzie gadają", a mój Szymek będzie chodził w "koralach".

Pierwszy sznur dostaliśmy od znajomych M. z Kołobrzegu wiec bursztyn pełną gęba. 100% bursztynu w bursztynie- hehe tak nam mówili... Co prawda nie jest to taki sznur o jakim myślałam i jakie widziałam w necie. Dostaliśmy po prostu coś raczej dla mamy :) ale mama się podzieliła :)
Mam na myśli, że te kamyczki są raczej płaskie, a nie okrągłe i w pełni gładkie, ale  Szymon świetnie se radzi z każdą forma złotego kamienia.


Maluch to pokochał, więc kupiłam kolejne naszyjniki, a że się nie mogłam zdecydować na kolor to kupiłam dwie pary, a co! Niech ma :) 






Szymcio prawie się z nim nie rozstaje. Łańcuszek jest bezpieczny, nie rani skóry, ponieważ każdy kamień jest odpowiedni oszlifowany, a między kamykami jest supełek, aby zmniejszyć ryzyko połknięcia.

U Szymcia już czuć dolną jedynkę... może nawet i ją widać (jednak nie jest On skory do pokazywania, a ja nie za bardzo chce tam na siłę zaglądać), nie jest to jeszcze pełen okaz wiec czekamy  z M. cierpliwie na zębaty uśmiech :)